FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Zniewolona Wojowniczka
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum Z.O.M.O. Strona Główna » Kronika ZOMO » Zniewolona Wojowniczka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
tommaso
Moderator


Dołączył: 15 Cze 2007
Posty: 463
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/10


 Post Wysłany: Sob 22:57, 04 Paź 2008    Temat postu: Zniewolona Wojowniczka

Zakończenie pierwszego cyklu Siedmiu Znaków. Legiony Świtu złamały pieczęć i zwyciężyły. W małej wiosce nieopodal Królestwa Dion po zapadnięciu zmierzchu zaczęto świętować. Głośna muzyka. Wrzawa. Szalone okrzyki. Tańce. Śpiewy. Uczta.
Wielki Szaman ani na chwilę nie spuszczał wzroku z pięknych oczu jego oliwkowej partnerki. Ich muskularne i idealnie wyrzeźbione ciała poruszały się w jednym rytmie tworząc spójną całość i dając wyraz wszechogarniającej muzyce w ekstatycznym ferworze tanecznym. Był już pewien, że tę szczególną noc nie spędzi w samotności.


Gdy się przebudził, było jeszcze ciemno, do świtania pozostało trochę czasu. Przez otwór wejściowy do szałasu wchodziły delikatne wiązki światła pochodzącego od gwiazd gęsto zasypujących aksamitny, mroczny nieboskłon.
Widok cudownego nagiego ciała u jego boku przywołał niedawne wspomnienia upojnych chwil i ognistych doznań. Ona również go obserwowała. Jej żywe, jasnozielone oczy odznaczały się w mroku wnętrza. Szaman w milczeniu sięgnął do stojącego nieopodal kufra, wyciągając z niego niewielką, skórzaną sakiewkę. Gdy poluzował rzemyk ją wiążący, ze środka wydobył się intensywny zapach jakichś ziół.

-Chcesz? – zapytał partnerkę z lekkim ożywieniem.
-Nie.

Znalazłszy się na zewnątrz, udał się w stronę wzgórz położonych na południu. Po drodze mijał różnorakie twory miejscowej agrokultury.

-To będzie urodzajny rok. – mruknął sam do siebie.

Dotarłszy na miejsce, usiadł pod drzewem na jednym z pagórków. Z podręcznego worka zawieszonego na plecach wydobył starą, wykonaną z kości fajkę, po czym nabił ją specyfikiem z sakiewki. Powietrze pogęstniało od śnieżnobiałego dymu. W miarę upływu czasu oraz z każdym kolejnym zaciągnięciem, silny narkotyk ukazywał swe oblicze.
Wpierw oszołomienie. Dekoncentracja. Lęk. Odraza. W końcu i nareszcie spokój.

Kontemplował nad zawiłą różnorodnością rozłożenia gwiazd. Rozpatrywał utajoną celowość takiego a nie innego rozmieszczenia. Nie doszukawszy się żadnych anomalii czy może niekonsekwencji w wielkim dziele Bóstw, stwierdził, iż pora wracać, po czym powstał.
Momentalne zawirowanie w głowie sprowadziło go z powrotem do pozycji półleżącej.
Ponowił próbę. Podczas jej realizacji poczuł nieopisaną lekkość, jak gdyby był jednym z tych nielicznych obłoków przesuwających się powoli po ciemnogranatowym niebie. Bardzo miłe doznanie. Tym razem się udało, więc wolnym krokiem począł zmierzać w stronę osady.
Po przejściu niecałych dwustu metrów zatrzymał się na chwilę, by raz jeszcze dokładnie zobaczyć rozpościerające się przed nim gwiezdne konstelacje.
Może to instynktownie, może za sprawą sentymentu do ostatnich chwil, obejrzał się za siebie, wędrując wzrokiem po znajomym drzewie i pagórku. Dziwne. Coś tam było. Gdy wytężył wzrok dreszcz niepokoju przeleciał mu po plecach. Zaraz potem cały struchlał i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Jego ciało nadal spoczywało pod drzewem.
-Aha. I co teraz? – pomyślał.

Wiedząc, iż nie ma najmniejszego sensu, a nawet, że nierozsądnym byłoby opierać się, będąc pod wpływem, powrócił na szczyt wzgórza i w spokoju oczekiwał co nastąpi dalej.
Istotnie, na kolejne efekty długo czekać nie musiał, gdy po chwili zorientował się, iż przyjmuje punkt widzenia tego, na czym skupi wzrok. Drzewo. Sowa. Źdźbło trawy. Rzeka. Młyn.
Całe to zawirowanie wprawiło Szamana w stan lekkiego niepokoju. Bał się z taką swobodą jak niegdyś spojrzeć w gwiazdy z myślą, że może już nigdy stamtąd nie powrócić.
Próbując przerwać łańcuch wizualnych reinkarnacji, zamknął oczy. Gdy je ponownie otworzył otoczenie wokół niego uległo całkowitej zmianie. Znajdował się teraz w mrocznym tunelu jakiejś jaskini.

Nagle usłyszał wysoki, donośny krzyk, który rozniósł się echem w przestrzeni. Zaraz potem poczuł, że coś dość szybko zbliża się w jego stronę. Przedzierając się wzrokiem przez ciemność, dostrzegł smukłą sylwetkę. Młoda kobieta o kasztanowych, rozwichrzonych włosach, odziana w krótką, pełną jaskrawych barw sukienkę nawet nie zwróciła uwagi na Orka, przebiegając tuż obok niego. Niewiele myśląc, ruszył w ślad za tym niezwykłym zjawiskiem.
Mijając kolejne zaułki, próbował dogonić dziewczynę, która znikała mu za każdym zakrętem ciągnącego się w nieskończoność tunelu, tak, że widział tylko kolorowy skrawek jej mocno impresywnej szaty. Gdy był już pewien, że nie zdoła jej dogonić, a ta na zawsze rozpłynie się w czarnej otchłani, jego oczom ukazało się nikłe światełko bijące z końca jaskini. Począł biec w jego kierunku, lecz parę metrów od źródła stracił grunt pod nogami. Spadał i spadał aż przez otwór w ścianie wleciał do rozległej groty. Ogarniający ją mrok uniemożliwiał dojrzenie czegokolwiek. Idąc po omacku natrafił na dziwaczną przeszkodę, w dotyku przypominała idealnie oszlifowany marmur, szeroka na kilkanaście metrów była jak swoisty mur pośrodku tajemniczej pieczary. Przesuwając dłonią po jej powierzchni, wyczuł nieznaczne wgłębienia i wcięcia, które w dość regularny sposób rozłożone były po całej ścianie.

-To muszą być jakieś napisy. – myśl zakołotała mu w głowie – Ciekawe co oznaczają.

Zważywszy na to, iż upragnione źródło światła, cały dobytek jak i on sam pozostały pod drzewem, nie sposób było rozszyfrować co było napisane na wielkiej płycie.
Z pomocą przyszła sprinterka z tunelu. Pojawiając się z nikąd na szczycie muru, zeskoczyła z niego lądując tuż przed Szamanem. Odwróciwszy się tyłem do niego a przodem do ściany, wydała z siebie tak przeraźliwy wrzask, że Ork cały pobladł. Wtem z wielkiej płyty eksplodowało światło. Zrobiło to z takim impetem, że całe wnętrze jaskini momentalnie wypełniło się najbardziej nieskazitelnym z możliwych odcieni bieli a nasz główny bohater został tak oślepiony, że przez dłuższą chwilę nie mógł nic dojrzeć. W miarę jak powracał mu wzrok, zarysy i kontury pomieszczenia zaczęły trafiać do jego świadomości. W końcu całość była na nowo widoczna jednak przeszła kompletną metamorfozę. Strop i ściany groty pokryte zostały żarzącymi się wersami a po dziewczynie nie było ani śladu.
Jego uwagę przykuł rozpościerający się przed nim mur. Napisy biły z niego jasną aurą i były gotowe do odczytania. Przy recytacji słów wtórował mu znajomy kobiecy głos, który stawał się z każdą sekundą coraz głośniejszy, coraz potężniejszy, coraz bardziej przejmujący.

Pomóż mi.
Trzymaj mnie.
Ocal mnie.
Zaufaj mi.
Kochaj mnie.
Idolizuj mnie.
Zmuszaj mnie.
Wykorzystuj mnie.
Rań mnie.
Złość mnie.
Łam mnie.
Nienawidź mnie.
Opuść mnie.
Zamorduj mnie.
Zniszcz mnie!

- Tyle emocji… - wymamrotał oszołomiony Ork po czym stracił przytomność.

Gdy się ocknął, sceneria po raz kolejny uległa zmianie. Znajdował się teraz w przestronnej, bogato wystrojonej i pełnej dzieł sztuki sali pałacowej. W oddali, z jakiegoś pomieszczenia dochodziła przytłumiona melodia organów.
Przemieszczając się po kolejnych pokojach pałacu odkrywał rozmaite wytwory najwybitniejszych artystów kontynentu Elmoreden. Malowidła adeńskich arcymistrzów pędzla, napisane przez goddardzkich poetów pieśni opiewające wielkie podboje dokonywane w zamierzchłej przeszłości przez ludzką rasę czy też najwspanialsze utwory kompozytorów z Innadril. Ku wielkiemu niedowierzaniu Szamana, znalazły się tu także dzieła z całego świata, które to najpotężniejszy władca ludzi Baium kolekcjonował podczas swej ekspansywnej wyprawy po Starym Kontynencie i Gracii i które to zostały uznane dawno temu za zaginione. Labirynt arcydzieł sztuki nie miał końca a Ork najwyraźniej zagubił się wśród setek pokoi i korytarzy. Gdy już siódmy raz przeszedł obok wyrzeźbionego popiersia Księcia Tezzy, syna Króla Królów, postanowił zmienić taktykę. Tym razem podążał za melodią, którą słyszał przez cały pobyt w pałacu. Mijał kolejne sale, aż w końcu doszedł do jej źródła, które znajdowało się na końcu długiego korytarza, za wielkimi drzwiami. Po ich otwarciu z miejsca uderzyła go zniewalająca muzyka. Nigdy wcześniej nie słyszał czegoś równie pięknego, głębokiego, nieskazitelnego, trochę wzruszającego i nad wyraz skocznego.
Pomieszczenie było całkowicie puste, tylko na jego końcu stały majestatyczne organy a przy nich siedziała kobieta. Złote warkocze opadały jej luźno na ramiona a suknia w którą była odziana przebijała swoim przepychem wszystkie dotychczasowe dzieła sztuki, które Szaman widział w pałacu. Kończąc swój majstersztyk, powoli wstała z miejsca i spojrzała na Orka przeszywającym wzrokiem.

- Czyste piękno… - tylko tyle zdążył wypowiedzieć gdy zaraz potem kawałek sufitu runął na podłogę, zawalając gruzem przestrzeń między nim a dziewczyną.
Na zewnątrz szalała straszliwa burza i gdy ponownie powędrował wzrokiem w stronę organów kobiety tam już nie było. Zniknęła nagle tak samo jak poprzednia.
Do pomieszczenia przez otwór w dachu wdarła się trąba powietrzna, porywając ze sobą umęczonego już Szamana. Zastanawiał się kiedy to wszystko dobiegnie końca i czy kiedykolwiek powróci do swoich przyjaciół. Począł nawet sobie przysięgać, że już nigdy więcej się nie odurzy. Gdyby wiedział, że to już ostatnia podróż tego wieczoru, pewnie nie doszedłby do tak radykalnych postanowień…

Trąba powietrzna wyrzuciła go na brzeg jakiegoś wielkiego jeziora, niebo było fioletowe a stare gwiazdy świeciły na nim jaśniej niż zwykle. Był to bardzo nietypowy akwen, bowiem prawa jego połowa skuta była twardym lodowcem natomiast lewą stronę wypełniała gorąca magma. Po środku jeziora, na granicy obu żywiołów coś tkwiło. Gdy przypatrzył się lepiej, ujrzał spętaną grubymi łańcuchami niewiastę. Głowę miała spuszczoną a ciężkie krople potu łączyły się na zakrwawionych, popękanych policzkach z gorzkimi łzami. Widok zmordowanej, uwięzionej kobiety, trawionej przez siły natury był niezwykle przejmujący.
Chciał jakoś załagodzić jej cierpienia, lecz w ogóle nie mógł się do niej zbliżyć.
W oddali, na dwu przeciwnych brzegach jeziora zobaczył znajome skądinąd twarze. Po lewej stała Pierwsza w żarzącej się jaskrawymi barwami sukience. Trzymała w ręku magiczną broń Wojowniczki. Po prawej znajdowała się Druga. Ta natomiast dzierżyła wielką tarczę Zniewolonej. Szepcząc coś pod nosem, prawie jednocześnie wrzuciły wojenne atrybuty do dwóch połów jeziora. Tarcza roztrzaskała się o grubą pokrywę lodową, różdżka powoli tonąc w magmie, uległa całkowitemu stopieniu. Trzecia na chwilę podniosła wzrok na Orka. Dopiero teraz widział jej prawdziwy ból.

- Pomocy… - wypowiedziała ostatkiem sił po czym zatopiła się w lodzie i ogniu.

W tym momencie podróż Szamana dobiegła końca, odzyskał pełną świadomość gdy jeszcze świtało. Odczekał parę chwil pod drzewem rozmyślając nad niedawnymi obrazami. Doznał olśnienia. Szybkim krokiem udał się do obozu, wpadł do jednego z namiotów i począł budzić śpiącego w nim elfickiego kapłana.

- Wstawaj! Miałem wizję! Musimy jej pomóc! Wołaj wszystkich! – prawie krzyczał na nieprzytomnego jeszcze kolegę.

Elf, zazwyczaj lekceważąco traktujący Orka, teraz zaniepokoił się powagą jego tonu. Wybiegli razem z szałasu po czym rozeszli się w różnych kierunkach po obozowisku.

Słońce już całkowicie wyszło zza horyzontu, jego promienie wypełniły dolinę, w której podróżnicy rozbili szałasy. W jednym z nich spała jeszcze smacznie młoda kobieta. Obudziła ją wrzawa dochodząca z zewnątrz. Poprawiwszy trochę rozczochraną rudawą czuprynę, wyszła z namiotu sprawdzić co się dzieje. Widok jaki ujrzała trochę ją zaskoczył.
Wszyscy jak jeden brat stali przed nią zwartą ekipą – stary, trochę opasły Krasnolud podszczypywał Mroczną Elficę a ta odgrażała mu się nożem, wielki, dorodny orczy pięściarz czaił się na kapłana elfickiego, cały czas powtarzając, że dobre śniadanie to podstawa, Szaman nabijał się z Ludzi, jakiś rycerz zakuty w gruby, ciężki pancerz dawał wrażenie strasznie poirytowanego i klął na wszystkich jak leci, jednym słowem straszna banda. Jednak gdy ujrzeli swoją towarzyszkę, natychmiast oprzytomnieli i spoważnieli. Zapadła wymowna cisza, którą po chwili przerwało pytanie rudowłosej.
- Przyszliście na kawę?

Z gromady wystąpił Ork i przemówił.

- Wiesz, że nie pijam, ale powiedz mi jedno. Byłaś kiedyś na olimpijskim Koloseum?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum Z.O.M.O. Strona Główna » Kronika ZOMO » Zniewolona Wojowniczka
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group